Wizyta w Amazonii była nieplanowana, ale jak to często bywa ze spontanicznymi decyzjami, najlepsza na świecie!
Dlaczego nieplanowana? Początkowo bowiem planowaliśmy 5-dniowy „Salkantay trek” z Cuzco do Machu Picchu. Niestety, jak już wcześniej pisałam, moje wysokościowe przygody nie miały najlepszego przebiegu (himalaistką chyba więc nie zostanę), toteż konieczna była zmiana planu. Jak powszechnie wiadomo, plany najlepiej snuje się przy dobrym piwku. Zaaplikowaliśmy takowe (w Cuzco mają krafty:)). Wybór padł na próbę przedostania się do dżungli. Amazonia od zawsze mnie fascynowała, a kilka dodatkowych dni, które zyskaliśmy rezygnując z trekkingu wydawały się idealne.
Następnego, dość chłodnego i deszczowego dnia pielgrzymowaliśmy po niezliczonych agencjach turystycznych porównując oferty (do dżungli wypada mieć jakiegoś lokalnego przewodnika, bo nietrudno tam zaginąć, bądź zostać przez coś zjedzonym).
Zdecydowaliśmy się na trzy dni w Parku Narodowym Tambopata.
Ponieważ nasz czas był ograniczony (mieliśmy już bilety do Machu Picchu, które są wystawiane na określony dzień), zafundowaliśmy sobie pakiecik. W cenie noclegi, wyżywienie i oczywiście miejscowy przewodnik wraz z maczetą. Cuzco i Puerto Maldonado – bazę wypadową do wybranego przez nas rejonu Amazonii dzieli niemal 500 km. Podróż autobusem trwa około 10 godzin (wyjazd wieczorem i około 6 rano jest się na miejscu). W Puerto Maldonado zostaliśmy przechwyceni przez podstawionego osobnika i przewiezieni do biura miejscowej agencji. Byliśmy ogromnie chętni wyruszyć jak najszybciej, ale zamiast przeprawy do dżungli oferowano nam herbatkę z koki i kanapki…
Nakazano nam też dobranie odpowiedniego rozmiaru gumiaków (kto oglądał „Boso przez świat” ten wie, że bez lokalsa i kaloszy do dżungli nie idziemy!).
Po przeszło dwóch godzinach czekania pojawił się wreszcie nasz przewodnik, kalosze były dopasowane, a zatem wyruszyliśmy. Aby dostać się do miejsca przeznaczenia, czyli koczowiska położonego nad brzegiem Jeziora Sandoval musieliśmy najpierw przepłynąć kawał wzdłuż rzeki Madre de Dios na pokładzie łódki motorowej, następnie przemaszerować kilka kilometrów pieszo, a na na koniec przeprawić się łódką (tym razem napędzaną wiosłami) na drugi koniec jeziora. Trzeba przyznać, że nie spodziewaliśmy się aż tak skomplikowanej procedury. Niemniej jednak już sama przeprawa była niesamowita. Zanim zdążyliśmy dotrzeć do koczowiska dane nam było ujrzeć sporego kajmana, leniwca, żółwie, ariranie (olbrzymie wydry rzeczne) i niezliczoną ilość ptactwa.
Każdego dnia spędzonego w Amazonii robiliśmy kilka mini-eskapad.
O świcie wyprawa na obserwację olbrzymich papug makao, które akurat wtedy wyruszają na żer. W ciągu dnia śledziliśmy ptactwo i małpy, wieczorem natomiast pływaliśmy z latarkami po jeziorze w poszukiwaniu kajmanów i żab. Podjęliśmy też nieudaną (chyba na szczęście) próbę znalezienia anakondy. Nasz przewodnik ciągle zaskakiwał nas niesamowitą wiedzą na temat amazońskiej flory i fauny. Słyszeliście kiedyś o chodzących palmach i zabójczych mrówkach? Wszystko to w Amazonii znajduje się niemal na wyciągnięcie ręki (warto zatem uważać). Poza wyprawami pieszymi i po jeziorze mogliśmy nauczyć się władać maczetą, albo wylegiwać się w hamakach napawając się niesamowitą ilością zieleni, która nas otaczała. W koronach drzew, codziennie o tej samej porze, przemieszczają się stada małp. Ze wszystkich stron, niezależnie od pory, słychać najróżniejsze dźwięki – dżungla nigdy nie śpi. Czasami dźwięki potrafią zaskoczyć. Pewnego poranka posłyszeliśmy donośne ryczenie. Byliśmy niemal pewni, że oto w pobliżu grasuje jakiś dziki kot. Nic bardziej mylnego! Szybko wyjaśniono nam, że sprawcą owych dźwięków jest małpa, nie bez przyczyny zwana wyjcem. Jakie odgłosy generuje ów stwór sprawdźcie sami: wyjec
Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy – przyszła pora wyjazd (bądź też wypłynięcio-marszo-wypłynięcie). Ostatnie kilka godzin w tej peruwiańskiej Amazonii spędziliśmy w miasteczku. Spędziliśmy je włócząc się po miejscowym targu, obserwując tubylców, a w końcu oglądanie finałowego meczu EURO w jednym z lokalnych barów.
Jedno jest pewne: Amazonia jest przepiękna i żałuję, że nie mieliśmy czasu na dłuższą wizytację.
2